Dwa tygodnie temu byłam na blogersko-influencerskim wydarzeniu See Bloggers. Jest to takie wydarzenie, gdzie prowadzone są różne warsztaty, prelekcje, panele dyskusyjne z ekspertami i większymi zasięgowo influencerami. Dla nas uczestników, małych żuczków internetowych, jest to weekend, podczas którego możemy się czegoś nauczyć, doszkolić czy zmotywować do wprowadzenia jakichś modyfikacji w swojej działalności. Można też po prostu przybić piątkę z tymi, których obserwujemy i którzy inspirują nas na co dzień poprzez swoje treści do sięgania po więcej, wyżej, mocniej.
Byłam tam m.in. na prelekcji dziewczyny, która tworzy w Internecie od lat. Temat jej wystąpienia to “#bezfiltra, czyli ile znaczy być kobietą w Internecie?”. Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tym panelu, bo też przyznaję nie znam jej twórczości, ale zaintrygował mnie tytuł spotkania, więc się na niego zapisałam.
Jak weszłam na salę i ją zobaczyłam to pomyślałam tylko “Oh wow! Ale laska!!! 🤩”. Dziewczyna o przepięknych (naprawdę pełnych) kształtach, absolutnie świadoma swojej kobiecości.
Opowiadała historię swojego wyglądu (a dokładnie wagi) i tego z jakimi komentarzami musiała się mierzyć. Skrócę tę historię do:
1. Okres kiedy ważyła najwięcej w swoim życiu (jak się później okazało, lekarze nie wykryli wielu chorób, przez co jej waga rosła) można podsumować komentarzami od mężczyzn “Leniwa świnia”, “Kijem bym Cię nie dotknął”…
2. Okres kiedy schudła ponad 50 kg można skrócić do “Wyglądasz jak tępa laska z Instagrama”
3. Kiedy ponownie przytyła, komentarze z punktu pierwszego znów wróciły na jej tablicę.
Już ich nie czyta.
Udowodniła sobie, że schudnięcie nic jej nie dało, a dobre samopoczucie w jej ciele to nic innego jak głowa. I to nad nią zaczęła pracować, a nie nad tym czy może dziś sobie pozwolić na dodatkową kanapkę do śniadania czy ograniczać się do smoothie?
Tu jest tyle kwestii nad którymi można się pochylić. O rany! Jednak ja chciałabym wrócić do tych komentarzy. Bo to, co mnie uderzyło, to późniejsza rozmowa z uczestniczkami spotkania, które w ramach wsparcia same zaczęły komentować komentujących: “Jak tak można?”, “Niech na siebie popatrzą”, “Ludzie w internetach to tacy mądrzy, bo anonimowi”…
Zgadzam się oczywiście z nimi w 300%. Zauważ jednak, że w takich sytuacjach spirala komentarzy nie ma końca. Bo znów się zapętlamy. Jedni na drugich. Drudzy na pierwszych. Każdy czuje się lepszy od tych, których komentuje. No właśnie! Bo po co komentujemy? Mówię tu o wszystkich stronach. Komentarze nic nie dadzą poza własnym chwilowym (wg mnie) ukojeniem i poklepaniu się po ramieniu “Ja tak bym nie zrobiła/nie wyglądała” (czyt. jestem lepsza od niej/niego).
I jakby tak każdy, zanim coś powie, zastanowił się co ten komentarz ma mu dać? Po co on mówi? W czym sobie ulży?
KAŻDY!!!
Tak. Ja i Ty!
Uważam, że każda z nas może mieć w pamięci niejedną sytuację w której kogoś niefajnie oceniła/skomentowała/obgadała. Nikt nie jest święty. Wszystkich nas coś drażni. Coś nam przeszkadza. Coś nie pasuje do naszej bańki. Ale CO MA DAĆ TOBIE skomentowanie/obgadanie/ocenienie? Skoro sama nie lubisz być oceniana, to Ty też tego nie rób! Nawet jeśli będziesz chciała to zrobić tylko w swojej głowie.
Im częściej będziemy się nad tym zastanawiać, tym bardziej naturalnie przestaniemy to robić. Zwłaszcza, że naprawdę nie znamy historii drugiej osoby.
Myślę, że dopiero jak zastanowimy się od podstaw nad sobą, to będziemy realnie zmieniać to co wkoło nas. Jak wyjdziemy z pozycji “Ludzie nie są źli”. “Mężczyźni naprawdę są spoko”. “Kobiety potrafią być wspierające” i będziemy szerzyć tę myśl, to może wtedy coś się zacznie zmieniać?
Agresja budzi agresję. I bardzo się z tym zgadzam.
Ściskam Cię mocno i dziękuję, że dotąd dotrwałaś.
Renata
PS I jeszcze tak na koniec przyszło do mnie… Mówimy tu o przypadku “hejt w Internecie”. A pomyśl jak duży hejt jest w naszych głowach wobec nas samych? Jak bardzo hejtujemy swój cellulit? Nieperfekcyjny brzuch? Nie potrzebujemy do tego ludzi z zewnątrz, bo SAME SOBIE to najczęściej robimy. Prawdopodobnie tu możemy zatoczyć koło, ale nie chcę rozwijać kolejnego wątku. Może to na następny newsletter? 🙂