Sytuacja I
“Krysia, ale masz piękne oczy!”
“A weź przestań. Ale ten mój brzuch taki okropny. I włosy mi zaczęły ostatnio tak bardzo wypadać…”
“Mimo wszystko, oczyska kradną show! Oderwać się od nich wzroku nie da.”
‘Mhm. Wiesz. No przeszłam ostatnio na dietę, ale ona nic nie daje. Ciągle ta moja waga stoi. Byłam też z tymi moimi włosami u dermatologa…”
“Mhm…”
Sytuacja II
“Beata, matko! WOW! Jakie Ty masz nogi!”
“?!?!?!?”
“Tak, ja wiem co możesz sobie myśleć, bo masz pełne kształty. Ale pomimo tego, totalnie nie masz cellulitu! To jak masz zadbaną skórę na tych nogach naprawdę jest zauważalne.”
“No jak to Renia. Przecież mam cellulit! No patrz!” (Beata ściska uda dłońmi)
“Nie! Jak chodzisz to nie ściskasz przecież dłońmi ud 😉 Wszystkie go mamy jak to zrobimy. A Ty jak stoisz/chodzisz to go nie masz! Masz mega jędrną skórę na nich!”
“Serio? Ej. Wiesz, że nigdy na te nogi nie patrzyłam w ten sposób? Zawsze widziałam je przez pryzmat wagi. A chyba faktycznie masz rację, że one wcale nie są takie złe? Kurcze, dzięki! Zupełnie inaczej teraz będę na nie patrzeć.”
Obie sytuacje są z czerwca. W obu moje komplementy były absolutnie szczere i z ogromem pozytywnej zazdrości. Obie sytuacje tak bardzo różne. W obu miałam zupełnie inne samopoczucie i inne późniejsze myślenie na temat dziewczyny, która otrzymała ode mnie komplement.
U pierwszej? Poczułam się nieswojo. Jakbym powiedziała coś niemiłego. Zupełnie zbędnego. Jakbym hmm… się narzucała?
Co się dalej wydarzyło w mojej głowie? Nie mogłam skupić się już na oczach, bo widziałam już tylko te niedoskonałości, o których wspominała Krysia. Zaczęłam widzieć ją “gorzej”. To co ona mi “wysłała” w rozmowie, to zaczęło być też prawdą i priorytetem dla mnie (pomimo że wcześniej totalnie tego nie widziałam).
U drugiej? Beata totalnie “urosła”! Zaczęła przeglądać się w lustrze. Dotykać swoich nóg. W jedną sekundę zaczęła się też inaczej ruszać 😀 Przyjęła ten komplement, pomimo że dotychczas miała ich zupełnie inny obraz w swojej głowie. Zaufała, bo też zrozumiała, że naprawdę nie tylko waga się liczy (która dotychczas spędzała jej sen z powiek). Zobaczyła inną perspektywę. Poznała inną bańkę.
Ja? Choć nie o mnie ta historia (ale teraz tak pomyślałam, że może jednak?), poczułam się fajnie w tej sytuacji. Bo wiem, że pokazałam Beacie inną perspektywę. Inną bańkę. Inne spojrzenie. Poczułam, że dałam niechcący fajny prezent. A znasz to uczucie, kiedy dajesz komuś prezent, z którego ta druga osoba tak naprawdę, na maksa się ucieszy, no nie?
Później pociągnęłyśmy z Beatą, tak ogółem i na luzie, temat naszych (kobiecych ogólnie) kompleksów/komplementów i wywiązała się bardzo fajna, dziewczyńska (taka szczera, luźna, bez słodzenia) rozmowa, po której przeszyłymy do dalszych aktywności, które miałyśmy zaplanowane.
Co mnie w tych dwóch historiach uderzyło?
Energia!
Jaką wysyłasz energię do innych?
Serio chcesz, żeby ktoś widział tylko Twoje kompleksy?
Każda z nas je ma. Każda z nas coś chciałaby poprawić w swoim wyglądzie. To normalne przecież. Ale skoro ktoś widzi w Tobie coś innego to mu zaufaj! Nie szukaj drugiego dna. Nie neguj! Ta druga osoba naprawdę dobrze i ciepło o Tobie myśli. Naprawdę chce dać Ci “prezent”.
Pozwól innym widzieć Ciebie taką, jaką widzą, a nie taką jak chciałabyś (?) by Cię widzieli.
Ściskam,
Ukolorowana Renata
PS Ta sytuacja szczególnie mnie uderzyła w kontekście naszych partnerów, którzy często bardzo chcą być naszym wsparciem i szczerze nas komplementują, a my ich uparcie w tym odrzucamy… No i po co?